niebo drży na dłoni
za szybą się płoni
obręcz złotych chmur
zmrok spowity mgłami
potrząsa igłami
choin rudych sznur
ziemia głowę kłoni
niesie het od błoni
głosów srebrnych chór
mróz podzwania kłami
rozżarza gruzłami
noc w tonacji dur
Kategoria: wiersze – sztuczne tulipany
Wiersze – słowo, skojarzenie, inne spojrzenie na zwykłe rzeczy…
deszczowy blues
duże sprawy małych ludzi
duże sprawy małych ludzi
w mym mieście do życia się budzi
ratusz resursa i stary park
zielony gołąb zbiera okruchy
wroniska kraczą rzekotki skaczą
a po miasteczku wciąż chodzą słuchy
to nic nie znaczy to się zobaczy
cichy warkot samochodu
cichy warkot samochodu
wygląda z czyjegoś ogrodu
grusza czereśnia i niski cis
wredna modliszka zjada mężusia
po twardych dechach łomoce echo
pioruny błyski mnie to nie rusza
ja to mam pecha marna pociecha
szybkie kroki tej dziewczyny
szybkie kroki mej dziewczyny
tak czekam tu już od godziny
wieje wietrzysko i pada deszcz
stara akacja gubi listowie
smutny człowiecze czas nie uleczy
patrz na balkonach babcie dziadkowie
co się odwlecze to nie uciecze
ciężkie chmury nad dachami
ciężkie chmury nad dachami
ludziska skryci pod drzewami
zaszło słoneczko i nie chce wyjść
jaskółka krąży wokół trzepaka
stoję przy oknie cały świat moknie
zamiast upałów chlapota taka
wszystko okropnie niech to gęś kopnie
amorino
wypij wino piękna pani
kielich dzwoni w srebrnych palcach
do dna wypij niech się stanie
do dna i zatańczmy walca
nie chcę twoich ust czerwonych
w cudzy mankiet wbitych zębów
nie chcę złudzeń utraconych
ani bajek o złym mężu
rozejdziemy się za chwilę
ty do domu ja do diabła
czemu wina nie wypiłaś
czemu nagle tak pobladłaś
kielich pełny piękna pani
cóż to wypadł z drżących palców
co się stało nie odstanie
stop orkiestra już po walcu
zza
węgła wyjrzał wiersz
parasolem pasiastym
koła biało-żółte kreślił
sznureczkiem ściekał
na kalosze seledynowo
roztupane w kałuży
nuda
wyśniłam ranny wiatr
jagodowy jak gałka lodów
wciśnięty w stożek
kruchych rąbów spirale
rozpisałam na czynniki
pierwsze kształty smaki wonie
nuda
może nie powinnam być
tak okrutnie analityczna
rozłożyłam na cząstki
elementarne zasady żrące
spokój co znowu
tylko dotyku zabrakło
tak
nagle
ścichły
storczyki w wazonie
patrz no a jeszcze przed chwilą
tyle do powiedzenia a teraz nic
to przez ten upał
między nami
mówiąc
marzenia
woń niezawisła
mogą pachnieć jak różana herbata
albo właśnie skończony obraz
wzór nieutkany
dopiero musną jak płatek popiołu
czy też rzęsy młodej dziewczyny
głos niewezbrany
zaczną łkać jak kryształowe kielichy
lub figlarny smyczek po pile
toń niedojrzała
kiedyś zastygną jak bita śmietana
czy morze tyrreńskie w letni dzień
smak nieroztarty
będą drżeć na koniuszku języka
i w grudkach lutowego śniegu
motyl
motyl niecnota po łąkach się błąkał
wśród traw żywot pędził nietrwały
rosą poiła go słodka poziomka
złocienie chłodu mu użyczały
gdy macierzankę uwodził płochliwą
dumną azalię rozlśniło słońce
zapałał motyl uczuciem prawdziwym
wyszeptał słowa miłością tchnące
dzwonki kielichy uniosły beztrosko
samotny rumian pobladł zazdrośnie
nachyłek przytaknął zgorszonym groszkom
mokrzycznik rozszlochał się żałośnie
hen za opłotki wysiały się plotki
bławatki paplały i konwalia
niecierpek z przekąsem rzekł do tymotki
kto by pomyślał – taki azalians
już wiem
uśmiech w kolorze fiołków
pytałam co to znaczy
bo nie wiedziałam jeszcze
że w życiu jest inaczej
że nie na wargach siada
figlarny płocholicy
ale że kroplą tęczy
odbija się w źrenicy
zwierzenia nad ranem
nie rozumiem światła
chyba
smugi deszczu
i tasiemka zgiełku
wzruszenie
ramion jednoznaczne
zjełczała kromka starego porządku
a ty wal pięściami
wyłamuj palce wrogom cudzym
tylko nie milcz
tak bezwstydnie