Z piątku na niedzielę. Żurek.

żurek

Nie mam ostatnio nastroju na ambitne dyskusje, do czego wydatnie przyczynia się, jak sądzę, upał, więc zagajenie będzie przyziemne, żeby nie powiedzieć – przygarne.

– Żur nam uwarz na odwieczerz!
– do małżonki rycerz rzecze.
– Żur nam uwarz, bo zauważ,
że słowiański rycerz mężny,
gdy zje żuru gar potężny,
mnoży siły swe w trójnasób
i czy wyrwać sosnę z lasu,
czy rozwalić skałę w drzazgi,
to dla niego są drobiazgi!

Choć cudowne właściwości tej potrawy opiewane są nie tylko w uroczym wierszu Joanny Papuzińskiej czy znanej legendzie o chytrym karczmarzu i jego popisowym daniu, ale także w balladzie pana Młynarskiego:

własne zamiłowanie do żurku określiłabym jako… chmmm… problematyczne

W mądrych księgach wyczytałam, że w trakcie rygorystycznie przestrzeganego postu [żadnego mięsiwa, żadnego nabiału, żadnego cukru…] żywiono się głównie żurem i śledziem, a kiedy sezon na wątpliwe przysmaki mijał, z zemsty za zaciskanie pasa urządzano temuż żurowi i owemuż śledziowi… pogrzeb. Ustalenie, na czym to polegało, pozostawiam dociekliwości innych. Zasygnalizuję tylko, że czołowymi bohaterami zwyczaju były: rzeczony żur, popiół, błoto i ekskrementy i zajmę się ciekawszymi sprawami.

Maciej Stuhr wyznał kiedyś, że symbolem kobiecości spędzającym mu w cielęcym wieku sen z powiek była biegnąca przez las Rózia ze sfabularyzowanej baśni Pierścień i Róża.

Prawdą i tylko prawdą jest, że pani Katarzyna Figura wygląda w tej scenie zjawiskowo. Myślę, że nie ja jedna zauważyłam, iż niemal wszystkie wcielenia aktorki są bardzo charmant.

I oto nagle – w ciasnym, dusznym pomieszczeniu pojawia się – karampuk. Zgarbiony, brzuchaty, w kiepskiej, dowodzącej istnienia grawitacji bieliźnie.
Zrozpaczona matka-babka. Wulgarna z bezsilności. A jednocześnie – liryczna, naiwna i zagubiona.
Wachlarz środków, którymi czaruje pani Katarzyna Figura – czyni z kreowanej postaci rzeczywistą bohaterkę Żurku.
Czy też barszczu białego.

I – tak – wiem, że według niektórych to dwie różne zupy…

Z piątku na niedzielę. Cataleya.

Cataleya

Przeważnie to panowie wiodą po paru głębszych dysputy o marnościach świata tego [i nie mam na myśli kobiet… choć w tym konkretnym wypadku… może ciut ciut…].
Przeważnie…..

Jakiś czas temu byłam świadkiem [wcale nie mimowolnym – podsłuchiwałam…] dyskursu dwóch pań parających się sztuką. Po zwyczajowym, nadętym tokowaniu rozmowa zeszła na tematy filmowe. Nastawiłam ucha, licząc na jakieś ciekawostki…
Czy się zawiodłam…

Dyskurs dotyczył Colombiany. A konkretnie – Zoe Saldany.

Tak, tak. Tej samej, która zagrała Neytiri w Avatarze u Jamesa Cammerona:

i Gamorę w Strażnikach Galaktyki Jamesa Gunna:

Kiedy słuchałam tego wywodu, przypomniał mi się stary dowcip o Bardotce:
I co ci faceci w niej widzą? Zabrać jej ten biust, figurę, twarz i włosy i nic by z niej nie zostało…

Nietrudno się domyślić, w jakim tonie wspomniana wyżej rozmowa była prowadzona.
Nie o tym jednak chciałam…

Taka Jese Huston grana przez Sharon Stone w Kopalniach króla Salomona Johna Lee Thompsona u boku Richarda Chamberlaina…

Albo Karin Allen jako Marion Ravenvood partnerująca Harrisonowi Fordowi z Poszukiwaczy Zaginionej Arki Stevena Spielberga…

Wspominam i łezka w oku się nie kręci.
Ponieważ w trakcie podsłuchiwania naszła mnie dziwaczna refleksja…

W którym momencie bohaterki awanturniczo-przygodowych filmów zmieniły się – z sympatycznych i słodkich [ale jednak] głupiątek – w barakudy…

Z piątku na niedzielę. Halsman.

 

Okładka. Niejednokrotnie to ona zachęca do nabycia płyty, książki, komiksu.
Mam wiele ulubionych i bardzo żałuję, że nie dam rady wymienić wszystkich, skupię się zatem na jednej – wykonanej przez Briana Bollanda do komiksu Zabójczy żart [Killing joke].
Co w niej takiego niezwykłego? Poza tym, że jest rewelacyjnie narysowana? Jej podstawą była twarz rysownika. Tak. Pstryknął sobie sweetfocię i…
Efekt można zobaczyć niżej:

killing-joke-cover

Lubię studiować twarze na fotografiach. Szczególnie tych czarno-białych.
Kto kiedykolwiek próbował robić zdjęcia, wie, jak trudno przy pomocy spektrum dwóch kolorów sprawić, by twarz nie była płaska…
Najbardziej znana jest chyba praca Phillippe Halsmana pt.: In Voluptas Mors:

in voluptas

Ale ja bardzo lubię tę:

luis Armstrong

Z piątku na niedzielę. Pigułki Murti-Binga.

klimt-drzewo1

G.Klimt „Drzewo”

Jak wieść niesie, Murti-Bing był Malajem, Wielkim Mistrzem, Nauczającym i Oświecającym. Studiując stare pisma, trafił na ślad cudownej pigułki i udało mu się ją wyprodukować. Był to środek przenoszący światopogląd drogą organiczną. Człowiek, który zażył dawamesk B2, zmieniał się diametralnie, stawał się szczęśliwy i spełniony. Zagadnienia, które wcześniej spędzały mu sen z powiek, nagle uznawał za pozorne i niegodne troski. Na ludzi zajmujących się nimi patrzył z uśmiechem pobłażania. Przestawał być wrażliwy na jakiekolwiek dylematy metafizyczne, a poszukiwanie sposobów na odkrycie sensu istnienia zaczynał postrzegać jako błahe i zbędne.
Żył niczym zdrowe indywiduum otoczone wariatami, którzy z niezrozumiałych powodów nie chcą wyrzec się intelektualnych przypadłości. Zdobyty przez niego w ten sposób Spokój pozostawał w jaskrawym kontraście z nerwowością otoczenia.

Stanisław_Ignacy_Witkiewicz_-_Tworzenie_świata

Witkacy „Tworzenie świata”

Dwadzieścia lat później cudowne właściwości preparatu sprawiły, że stał się on Siłą podsuwaną umysłowi przez Nową Wiarę. Umysłowi, w którym Miłość zmagała się z obojętnością, Szlachetność z nikczemnością, a Prawda – z kłamstwem. Jednostka dążąca do wpisania się w nową rzeczywistość społeczno-polityczną rezygnowała z głoszenia uniwersalnych Wartości. Zaczynała posługiwać się Fałszem, Nienawiścią, PodłościąMetodą, która stała się z biegiem czasu jedynym uprawnionym sposobem myślenia i mówienia – doprowadzając do ich zwycięstwa. Umysł ludzki po przyjęciu pigułki Murti-Binga coraz bardziej ulegał totalnemu zniewoleniu.
Apologeci Siły Murti-Binga, nie dysponując możliwością ingerencji w wewnętrzne dylematy, zadowalali się zewnętrznymi objawami przyjęcia Nowej Wiary. Zdezorientowanemu Wyznawcy przychodziła wówczas z pomocą jedyna forma obrony przed całkowitym zniewoleniem wewnętrznym: Technika Kamuflażu – substytut przyzwoitości, mający odwrócić uwagę od realnych efektów kapitulacji i przyjęcia Nowej Wiary.
Wtedy też pojawiał się Strach

Dawamesk znany był na Bliskim Wschodzie już w Starożytności, a swą niezwykłość zawdzięczał pewnemu nietypowemu składnikowi – kantarydynie.
Sprowadzenie go do dziewiętnastowiecznego Paryża przypisuje się psychiatrze Jacques-Josephowi Moreau de Tours. Do Klubu oferującego ów specyfik należało wiele znakomitości. Choćby Honore de Balzac, Alexandre Dumas czy Charles Baudelaire.

Sztuczne raje…
Łaskawe zioła dają wszystko, co wydały,
Oszczędzając czarnego jutra Niewierności!

One w krew leją życie sztuczne, lecz upojone,
Sen zmysłów podnieconych, złudę — dar Demona;
Dusza pijana. Bezwolna, marzeniami strojna.

Najprawdopodobniej to właśnie w poemacie Sztuczne raje zetknął się z tą nazwą Stanisław Ignacy Witkiewicz i zaadaptował ją na potrzeby wydanego w 1930 roku Nienasycenia. On też powołał do życia mitycznego Murti-Binga, którego wynalazkowi uległy po wiekach setki czekających na Wybawiciela ludzi:

Człowiek musi albo umrzeć – fizycznie czy duchowo – albo odrodzić się w sposób jeden, z góry zdefiniowany, przez zażycie pigułek Murti-Binga.
Przyjęcie porcji Murti-Binga jest bolesne dla większości ludzi. Jest ono bowiem równoznaczne z wyrzeczeniem się dawnego siebie. Musi nastąpić przełom, który oznacza aprobatę Nowej Wiary. Towarzyszy mu często poczucie winy, będące wynikiem przywiązania do religii przekazanej przez rodziców, czy lojalności wobec przeszłości.
Ale przed przyszłością nie uchroni się nikt. Tabletka Murti-Binga jest już w Europie, Nowa Wiara niedługo wkradnie się do wszystkich świątyń.

Piet-Mondrian szare drzewo

P. Mondrian „Szare drzewo”

W 1951 roku rozwinął ten wątek i nadał mu charakter idei Czesław Miłosz w Zniewolonym Umyśle:

Co innego murti-bingizm. Daje on podstawy naukowe i za jednym zamachem wyrzuca na śmietnik pozostałości ubiegłych epok:
…filozofię pokantowską, która coraz mniej miała związków z życiem ludzi i dlatego otoczona została powszechną pogardą
…sztukę tworzoną dla tych, co nie mieli religii, a nie chcieli się przyznać przed sobą, że jakiekolwiek polowanie na “absolut” poprzez zestawienia barw czy dźwięków jest brakiem odwagi w domyśleniu rzeczy do końca
…mentalność magiczno-religijną chłopów.
Zamiast tego wszystkiego przychodzi jeden system, jeden język pojęć.
Podstawy są wspólne. Wielka schizma została obalona. System materializmu dialektycznego połączył wszystkich i filozofia (to jest dialektyka) uzyskała znowu wpływ na życie, a traktować ją zaczęto tak poważnie, jak traktuje się tylko wiedzę i umiejętność, od znajomości której zależy chleb i mleko dla dzieci, własna pomyślność i bezpieczeństwo.
Intelektualista znów stał się użyteczny.

Czy człowiek, który przechodzi operację Murti-Binga, zyskuje wewnętrzną harmonię i pogodę, to już inna sprawa. Zyskuje harmonię w stopniu względnym, wystarczającym do działania. Lepsze to jest niż zatruwanie siebie bezpłodnym buntem i nieokreśloną nadzieją.
Co zdaje się przeczyć doskonałości Murti-Binga, to apatia, jaka zalęgła się w ludziach i trwa równocześnie z ich gorączkową działalnością. Fluid zbiorowy, który powstaje z wymiany i sumowania fluidów poszczególnych, jest zły. Jest to aura siły i nieszczęścia, wewnętrznego paraliżu i zewnętrznej ruchliwości.

Zdzisław-Beksiński-Tormentum

Z.Beksiński „Tormentum”

Tyle Witkacy i Czesław Miłosz.

Pozostaje jeszcze końcowa refleksja Sztucznych rajów Charlesa Baudelaire’a:

Dusza pijana. bezwolna, marzeniami strojna.
W bezmiar daje się nosić — jednak, obudzona,

Bezsilnie patrzeć musi na skon snu pięknego:
Gdy do życia powraca — jak przed marą staje
Codzienna rzeczywistość fałszem się jej zdaje —
Jakąś nędzną ruiną snu niedośnionego.

Z piątku na niedzielę. Cała jesteś w…

Zamiast życzeń…

dzień kobiet

… Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał,
Jest więc odtąd na wieki i grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna, i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza,
I gołąb i żmija, i piołun i miód,
I anioł i demon, i upiór i cud,
I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna,
Początek i koniec – kobieta, acha!

Musi być do wyboru,
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską.

…Julian Tuwim, Ryszard Riedel, Czesław Niemen, Wisława Szymborska.

Z piątku na niedzielę. Szninkiel.

szninkiel (1)

Pisałam już kiedyś, że podążając tropami jakiegoś dzieła często można utknąć w gąszczu skojarzeń niekoniecznie pożądanych… Jeśli chodzi o kulturę europejską, to zawsze przeważnie kończy się na kontemplowaniu Biblii lub greckich archetypów. No cóż – jesteśmy niejako napiętnowani antycznym wielobóstwem i biblijnym monoteizmem. Nie da się uciec od korzeni, nie da się zaprzeć własnej kulturowości…

Wędrując ścieżkami Szninkla nietrudno odnaleźć w postaci bohatera analogie, których symbolika oscyluje wokół tradycji chrześcijańskiej, zahaczając od czasu do czasu o świat Tolkiena czy Odyseję Kosmiczną Kubricka…

A jednak Jean van Hamme i Grzegorz Rosiński stworzyli odrębną mitologicznie autonomię… Wysnuli opowieść, w której przy pomocy mniej lub bardziej czytelnych sygnałów, bardzo konsekwentnie i z dużym znawstwem tematu, dowiedli swojego odbiorcę do końca. Może spodziewanego, może zaskakującego – lecz – nie przekłamali patronującej im przez całe dzieło koncepcji…

Niewątpliwie wartością tego komiksu są rysunki – tak pomyślane, że właściwie na nich opiera się fabuła. Warstwa tekstowa ograniczona jest do niezbędnego minimum, co w tej dziedzinie sztuki jest atutem…

Ale tym, co przyciąga przede wszystkim, jest nadbudowa ideologiczna. Szninkiel nie jest tylko jedną z wielu mniej lub bardziej utrafionych historyjek; opowiastek wysnutych ku uciesze gawiedzi. Jest polemiką z kulturowymi stereotypami, podaną w bardzo atrakcyjny, oryginalny i czarno-biały sposób…

szninkiel

Z piątku na niedzielę. La Lucertola.

Nie jestem w rewelacyjnym nastroju. Od jakiegoś czasu… Myśli włóczą się po manowcach… Jakbym już nie miała na nie żadnego wpływu…
Nie sądziłam, że Morricone może spłatać mi takiego psikusa. Do spółki z Fulcim.
Tak się za mną snuła ta psychodeliczna mieszanka obrazów i wizgów, że dałam się nabrać. Myślałam, że mnie uśmierzy.
G…dzie tam.
Więc się poddałam. Głosowi Eddy Dell’Orso…
I tak się kolebię w iluzorycznym przedziale drugiej klasy, wdychając odorek spalenizny i zapoconych zasłonek z ekslibrisem PKP…

Z piątku na niedzielę. Pan Twardowski.

Michał_Kluczewski_Twardowski_śpiewający_Godzinki

Jedzą, piją, lulki palą…

Nie. Tym razem ani słowa o wieszczach, wizjonerach, profetach.
Chyba…

Aura dziś specyficzna. Nawet jak na tę moją okolicę. Jest mróz i pada. Tak drobniutko, drobniuteńko – kuleczkami, kryształkami, igiełkami… Gdyby było lato, powiedziałabym, że to mikrograd.
Czemu o pogodzie właściwie… Nie wiem… To znaczy – wiem…

Kiedy wychodzę na ulicę i czuję muśnięcia mokrych drobinek, myślę sobie same dobre rzeczy… a potem przemarzam, wracam do domu, owiewa mnie to specyficzne ciepło i… myślę sobie same dobre rzeczy…
Dzieje się tak sto, tysiąc, dziesięć tysięcy razy. Jest tak oczywiste, że aż banalne…

Rzeczy błahych nie dostrzega się, póki nie zostanie się ich pozbawionym [nie jestem dumna z tego truizmu, ale przynajmniej się przyznaję…].
Rzeczy niezwykłe tkwią w świadomości, ale… nie myśli się o nich zbyt często…

Nazwisko Tomka Bagińskiego pewnie nikomu nie jest obce…
Jego filigranki to prawdziwa uczta nie tylko ze względu na efekty wizualne. Również dźwiękowo miniaturki stoją na najwyższym poziomie:

I pozostaje jeszcze ten nieszczęsny, zmasakrowany kulturowo Mistrz Twardowski, szemrana figura, co z siłami nieczystymi konszachty miała…

Z piątku na niedzielę. Młotek.

Pełna wewnętrznego żaru miałam najlepsze chęci, by kontynuować tak miło zapowiadające się refleksje o miotle.
Niestety, już po trzech [może pięciu…] sekundach uwagę moją przykuło zupełnie różne od genialnej miotły narzędzie. Rzekłabym – krańcowo różne.

młotek1

Gwóźdź wbija się
Z pomocą młotka.
W ścianę lub w deskę
Wejdzie miękko…

powiada Ryszard Marek Groński w swoich Wierszykach o literkach i nie ma najmniejszego powodu, by mu nie wierzyć.

Etymologia słowa jest tak banalna, że rozwodzenie się nad nią wydaje się być stratą czasu. Podobnie rzecz ma się z pochodzeniem: kto bowiem mógłby nie wiedzieć, że narzędzie to wywodzi się od kija. Tak. Nie ma pomyłki. Mądre źródła brucknerskie podają, że nim młot stał się młotem, był po prostu kijem…

Zajęłam się tym tematem przede wszystkim z [wrodzonego jak wrodzonego…] poczucia sprawiedliwości. Przeglądając wpisy, doszłam bowiem do wniosku, że zbyt mało uwagi poświęcam w nich płci przeciwnej. Niby nie ma w tym niczego dziwnego, jestem kobietą, a jak powiada znana mądrość ludowa: Bliższa ciału koszula…

O koszuli może jeszcze kiedyś napiszę, ale póki co – wracam do młotka.
Pławiąc się w potokach nieprzebranej wiedzy, błysnęło mi [nie wiedzieć czemu…], że jest to przyrząd, który już nawet nie w dziewięćdziesięciu dziewięciu koma dziewięćdziesięciu dziewięciu, ale w dziewięćdziesięciu dziewięciu koma dziewięciuset dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach jest wytworem osobnika płci męskiej.

Nie muszę chyba nawet sygnalizować, iż narzędzie to towarzyszy ludzkości od dawien dawna. Nie zamierzam dywagować, czy jest starsze od miotły, ale [bez względu na stopień zszokowania wygłoszoną uwagą…] nie ma najmniejszego dowodu, że wyginięcie takich na przykład dinozaurów nie wynika z faktu, iż wspomniany młotek posiadały…

nadziak młot bojowy

Nie wiem, czy akurat był to wyżej pokazany młot bojowy [zwany także nadziakiem] ale… kto wie… kto wie…

Nie wgłębiając się dłużej w dylematy, z których rozstrzygnięciem i tak trzeba czekać do powszechnego udostępnienia wehikułu czasu, przejdę do próby udowodnienia tezy o męskości mózgu wynalazcy młotka.

Jak bardzo bolesne nie byłoby następne stwierdzenie, roboczo nazwana przeze mnie idea młoctwa wydaje się również ocierać o geniusz. Nie jest to, rzecz jasna [i należy to bardzo wyraźnie podkreślić] ta sama, oczywista i widoczna na pierwszy rzut oka genialność co przy kontemplowaniu miotłowatości, ale jednak. Musiałam bardzo się natrudzić, by zebrać odpowiednie dowody na niepospolitość [nietuzinkowość w świetle dalszych rozważań może okazać się niezbyt fortunnym określeniem…] młotka.

Jako się rzekło, nie jest ona tak sztandarowa i widoczna, tkwi bowiem w… różnorodności.
Pochwałę młotku [młotka… a co za tym idzie – męskości młocianego kreatora…] postanowiłam rozpocząć od miszmaszu materiałowego:

mlotek-drewniany

Powyżej młotek drewniany służący do podbijania innych narzędzi… Pomijając fakt, że do tej pory [czasu przed kontemplacją młotka] słyszałam głównie o podbijaniu bębenka, pragnę zwrócić uwagę, że trud włożony w zdobycie materiału raczej wyklucza swobodne hasanie tu i tam… Że o wysiłku potrzebnym do obróbki tegoż nawet nie wspomnę…

młotek skórzany

Młotek skórzany wykorzystywany zarówno przy układaniu glazury jak i podkuwaniu koni… Można tylko zgadywać, jakiej determinacji wymaga [ło] zdobycie odpowiedniego tworzywa… Iluż umiejętności łowiecko-rymarskich…

młot gumowy

Albo młotek gumowy do wbijania kostek brukowych… Nie jest tajemnicą, że taki elastomer zbudowany z alifatycznych łańcuchów polimerowych, które zostały w pewnym stopniu usieciowane w procesie wulkanizacji na drzewach nie rośnie… Ani, że kostka brukowa bywa raczej przyjacielem męskich podeszew, a dla kobiecych obcasów mogłaby nie istnieć…

mlotek-mosiezny-plaski

Miedziany lub mosiężny młotek wymaga, jak się wydaje, specjalnych przymiotów wydobywczo-odpornościowych i nie zmieni tego nawet fakt, że narzędzie to służy do prostowania blach i prętów…

Mogłabym długo jeszcze rozwodzić się nad pozyskiwaniem odpowiednich komponentów przy pomocy wielu, wielu innych [mniej lub bardziej] skomplikowanych urządzeń, uważam jednak, że rozsądniej będzie napomknąć o opcjonalności młotka, a co za tym idzie – splendorze spływającym na jego użytkownika. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że rodzaj posiadanego narzędzia wymusza pełen profesjonalizm i podnosi prestiż posługującego się nim do rangi kosmicznej niemal:

mlotek-szewski

Młotek szewski jak sama nazwa wskazuje – nie jest dla wszystkich. Przykro pisać, ale nawet szewska pasja nie wystarczy do zabicia ćwieka bez odpowiednich kwalifikacji…

mlotek-spawalniczy

Młotek spawalniczy broni męskości projektanta anektującym przestrzeń kształtem – tylko nielicznym [konstruktorowi i spawaczowi] dana jest wiedza, że sprężynująca rękojeść zwiększa siłę uderzenia przy odbijaniu żużla i odprysków spawalniczych…

mlotek-repuserski jubiler

Młotek o niewiele mówiącej nazwie: repuserski służy ni mniej ni więcej jak tylko do kształtowania i klepania blachy w ankach i pucynach. I nie byłoby w tym pewnie niczego szczególnie męskowatego, gdyby nie fakt, że przede wszystkim z myślą o paniach trudzi się fachowiec zwany potocznie jubilerem…

młot złotniczy

A młotek złotniczy, tak dla zmyłki, używany jest zazwyczaj przez zegarmistrza. I to niekoniecznie w chwilach profesjonalistę frustrujących…

Aż chce się zakrzyknąć: Pokaż mi swój młotek, a powiem ci, kim jesteś!:

mlotek sedziowski

Młotek sędziowski kojarzony głównie z długą quasi-białą peruką [czapką… tak, tak, czapką w fasonie niezmienianym od trzystu lat] i wielkim łańcuchem to differentia specifica urzędnika państwowego zwanego sędzią…

młot cyzelski

Młotek cyzelerski wykorzystywany do, jak podają pewne źródła, klepania biżuterii na trzpieniu czyli – kolejny atrybut złotnika…

Close-Up Of Reflex Hammer

I [że pozwolę sobie na tę filuterną katachrezę] wisienka na torcie: młotek neurologiczny do badania głębokich odruchów ścięgnistych czyli oprzyrządowanie wyższego personelu medycznego…

Równie istotne dla fenomenu męskości młoctwa wydaje się coś, co w muzyce nazwano by wariacją. Na użytek tego wywodu lepiej chyba jednak posłużyć się przyziemną i mało skomplikowaną peryfrazą: rodzaj młotka ze względu na jego przeznaczenie i pozostawić to bez dodatkowego komentarza:

młot do szklenia

Młotek do szklenia…

Mlotek do rozcalania amunicji

Młotek do rozcalania amunicji…

mlotek-to-faktur tapic

Młotek do faktur tapicerskich…

Jako że wpis ten aspiruje nie tyle może do artystycznego, co o Sztukę w różnych jej aspektach jednak zahaczającego, nie może obyć się bez informacji, iż narzędzie zwane młotkiem miało na wspomnianą [tj. WP Sztukę] wpływ niebagatelny, by nie rzec – dobitny.

To, że:

Za to młot –
W kuźni
Można spotkać
Wzniesiony w górę
Mocną ręką.
Przy każdym uderzeniu młotem
Iskier zrywają się tysiące.
A kowal wzdycha, zlany potem –
Żelazo kuj,
Póki gorące…

przywołany wyżej Poeta Wciąż Współczesny z zachwytem opiewa młot, wydaje się być oczywistym.

mlot-kowalski-i-kowadlo

Warto jednak dodać, że już wcześniej klasycy podchodzili do tego narzędzia z niezwykłą rewerencją, a wśród nich znalazł się Najbardziej Klasyczny Klasyk, jakim literatura polska poszczycić się może:

Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,
Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,
Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych
I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.

Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,
Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,
Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,
Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.

Tak. Mowa, oczywiście, o Leopoldzie Staffie i Kowalu.

Trudno nie ulec pokusie i nie zacytować kolejnego twórcy i jego Dziewczyny:

Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony
Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?

I mniej istotne wydaje się, czy opiewany przez Bolesława Leśmiana młot jest sprzętem dla twardziela:

młot do ścian

czy raczej dla Julka Spryciulka:

big_mlot_udarowy_1500w_bp5248_11_

Ważne, że:

…dzielne młoty — Boże mój! — mdłej nie poddały się żałobie!
I same przez się biły w mur, huczały spiżem same w sobie!
Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!
I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?

Równowaga to cudowna rzecz, więc by nie popaść w skrajność, trzeba zaakcentować, że nie tylko destruktywną moc młota opiewano w poezji. Niejaki Broniewski, Władysław, zresztą, tak oto wychwala go w Robotnikach:

Dzień nam roboczy nastał.
Młot niesiemy, kilof i łom.
Idziemy budować miasta,
stupiętrowy za domem dom.

Nie mniej znaczącą rolę odgrywał i odgrywa młotek w muzyce. Można by rzec, że sławiący go artysta właśnie ten [chm…] instrument uważa za remedium na wszelkie zło. Ile mocy jest w jego pieśni:

Wezmę młotek, kilo gwoździ
I naprawię świat
Zanim wszystko się popsuje
I pochłonie nas

Jak kojący przekaz tkwi w zacytowanych wyżej, głoszonych z przekonaniem słowach…

Nie będę daleka od prawdy, gdy nadmienię, że przyrząd ten stał się nie tylko przedmiotem admiracji muzyków i poetów, ale także czymś w rodzaju ołtarza tytanów pracy, monumentalnego i złowrogo nieodgadnionego w swym skomplikowaniu:

Mlot-parowo-powietrzny-z-1898

A na dowód, że fascynacja młotkiem trwa w narodzie po dziś dzień, przytaczam bardzo współczesny utwór, którego autorem jest nieznany mi bliżej Lingedolf:

Młot agresywnie połyskuje w słońcu
stal trbovlskiej huty ukazuje swój lodowaty wdzięk
dzierżona w krzepkiej grabuli
przenikliwy świst niczym przelot jaskółki
młot srebrzysty masakruje twarz
odkrywając mięsną czeluść człowieka
salwa krwi plami otoczenie jak deszcz obfity
odkształca się znakomite niegdyś lico
deformuje i wypływa oko
zostawiając śmietankowy ślad
zęby wyłamane wystają niczym kikuty drzew
krwawa struga spływa z rany
brocząc tors konającej z bólu ofiary
I tak dobiega kresu
żywot nieszczęśnika
jęczy z bólu
wyczekując swojego finału

Nie mogę także pominąć rodzącej się powszechnie, jakże szlachetnej tendencji do ocieplania wizerunku tego narzędzia, prób przydania mu cech ludzkich i [co tu kryć – z powodzeniem] wywołania choć krzty sympatii:

Nie muszę pewnie zwracać niczyjej uwagi, że najgorliwszymi [i jedynymi, jak wynika z moich poszukiwań…] piewcami młotka są mężczyźni, co zdaje się potwierdzać [a przynajmniej – nie zaprzeczać…] tezę o męskości mózgu kreującego ów [uff… jedno z najbardziej karkołomnych zdań, jakie udało mi się stworzyć w mojej pisaczej karierze…]. Nie muszę, ale – dodaję: najgorliwszymi piewcami młotka są mężczyźni. Przypadek?

Powyższe pytanie zostawiam bez odpowiedzi, mając jednocześnie nadzieję, że udało mi się, jeśli nie przekonać, to chociaż zasiać ziarenko pewności, że tytułowy bohater jest wytworem przedstawiciela męskiej części populacji ludzkiej…

Trudno orzec, czy końcowy przykład stanie się argumentem za postawioną tezą, ale może choć nie pozostawi obojętnym na to, co dzieje się, gdy tak wyrafinowany sprzęt na chwilę bodaj trafia w niepowołane ręce. Ręce, które miast docenić jego niezwykłość, czynią zeń:

Z piątku na niedzielę. Miotła.

La befana

Skoczył stołek do wiaderka,
zaprosił je do oberka.

Biedna miotła w kącie stoi,
Też by chciała, lecz się boi,
Bo jak w tańcu się rozluźni,
To ją będą zbierać później.

Abstrahując od, sympatycznego skądinąd, Tańca Juliana Tuwima, poszukiwanie etymologii słów bywa fascynujące. Dzięki niemu można czasami przeżyć ekstremum szokowe, dowiadując się, że nie tylko stara, poczciwa miotła, ale także niezbyt sympatycznie kojarzące się wymiociny, czy powracająca znowu do łask śmietana [że o takim motłochu już nie wspomnę] pochodzą od zapomnianego niemal czasownika mieść.

Zamiast rozwodzić się nad przegłosem polskim i wyrównaniami analogicznymi tylko po to, by z miecenia uczynić miotłę, zajmę się sprawami naprawdę istotnymi.

Trudno dziś orzec, jak starym sprzętem jest tytułowa miotła. Osobiście – nie mam najmniejszych wątpliwości, że skoro gatunek ludzki nie sczeznął w kipieli brudu, musiała towarzyszyć temuż gatunkowi od początku jego istnienia.

Nie wiem, czy kolejna dygresja nie okaże się zbyt śmiałą, ale [jak to mawiają w kręgach – kto bogatemu zabroni biednie żyć] nie da się wykluczyć, że powodem wyginięcia takich choćby dinozaurów mógł być właśnie owej miotły brak.

Nim przejdę do atutów nietuzinkowego sprzętu, pragnę nieśmiało pochwalić się moją osobistą miotlaną teorią. Mianowicie – jestem w dziewięćdziesięciu dziewięciu koma dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przekonana, że wynalazcą miotły jest osobnik płci żeńskiej.
Przemawia za tym wiele. Bardzo wiele.

Przede wszystkim fakt, że stała się atrybutem istot niezwykłych.
Tak. Mam na myśli istoty wieszczące, wiedzące więcej, więcej widzące – słowem – wiedźmy.
To one, piękne, eleganckie i kuszące:

były gotowe stanąć do nierównej walki z przeciwnościami losu.

Albo zaniedbane i umęczone:

Befana-02

przeciskały się przez komin za lampkę młodego wina, by każda skarpetka została w stosownym czasie napełniona

A jednocześnie życzliwe, dzielące się swoją wiedzą, służące pomocą każdemu i zawsze; niezazdrosne:

kajko miotła

z empatią podchodziły do najbardziej ekstremalnych pomysłów.

Radujące się sukcesami innych:

nie mąciły tej radości eksponowaniem własnego profesjonalizmu.

By nie popaść w nadmierną, choć w pełni uzasadnioną, euforię nad dokonaniami wiedźm, skupię się teraz na kolejnym dowodzie uzasadniającym postawioną tezę.

Miotła jest jedną z nielicznych [a bodaj czy – nie jedyną…] reprezentantek tak zwanego spektakularnego pragmatyzmu.

Świadczy o tym choćby ogólna dostępność materiałów, z których ją wykonywano – kijów i witek. Wystarczyło kilka kroków w tę lub we w tę, by się w owym budulcu niemal pławić.

Żeńskości genialnego umysłu dowodzi również niepozorność tego sprzętu. Rzec by można – prostota doskonała. Bez upiększeń, bajerów i gadżetów, służących wyłącznie do podbudowania ego [żeńskie ego nie potrzebowało setek guziczków, tysięcy światełek, milionów uchwytów… i bez nich było i pozostało bujne i dorodne…].

Postawioną tezę potwierdza także łatwość obsługi, a co za tym idzie – naprawy.

Wziąwszy pod uwagę zaprezentowane wyżej cechy, dochodzi się do jedynego możliwego wniosku: miotła jest formą skończoną, trącającą swą nieskomplikowanością o geniusz.

A, by dobić wieko metaforycznej trumny, ostatnim gwoździem jest jej ekonomiczność – by zaczęła działać potrzeba naprawdę niewielkiej siły fizycznej [przy mniej skomplikowanych czynnościach] bądź – zaklęcia [przy bardziej]. Zauważyć przy tym należy, że oba czynniki napędzające są w swej nowatorskości nie tylko ekologiczne, ale także – bioodnawialne.

Po uporaniu się z technicznymi walorami miotły pora przejść do jej, tyle fenomenalnych, co niezliczonych zastosowań.
Prócz aspektu higienicznego, warto napomknąć o mobilności. Jeszcze na początku ubiegłego stulecia czczono tę niezwykłą właściwość, tworząc pieśni i wykonując rytualne tańce:

[hej, chodź tu, kochanie, przeskoczymy miotłę,
chodź, chodź, weź mnie za rękę!
hej, chodź tu kochanie, wsiądźmy na miotłę!
No chodź, zrobimy węża!
Pędź do Alabamy z Texarkana.
Przeleć cały świat.
Wracaj do Alabamy z Texarkana.
Pędź przez cały świat!
]

Była nieodzownym elementem najpoważniejszych terapii. Wystarczyło użyć jej do wymiecenia piasku z grobu i podać ów choremu, by odbiegły go wszelkie dolegliwości [nieodwracalnie i ostatecznie…].

Położona w progu odstraszała każdą poczwarę i odsyłała ją w piekielne czeluści.

Obmiatanie nią własnych stóp skutkowało niewyobrażalnym bogactwem, a taniec – rychłym znalezieniem miłości.

Mogła wreszcie, w zależności od potrzeb, być łagodnym środkiem perswazji lub niezwykle groźnym orężem.

Nie było i nigdy już nie będzie równie genialnego wynalazku.

Ostatecznie za żeńskością demiurga niech przemówi poniższy przykład.
Oto, do czego został zdegradowany ten, na mgnienie oka pozostawiony bez nadzoru, wszechstronny przedmiot, dostawszy się w niepowołane ręce:

Do szurania po garach.