Jakiś czas temu [bardzo bezpieczna jednostka…] wpadł mi w ręce zbiór opowiadań zaopatrzony takim oto odautorskim wstępem:
Jeżeli uznacie, że opowiadania, które znajdują się na następnych stronach to kryminały (…), będziecie mieli rację, ale niech Bóg zlituje się nad wami(…). Dwa razy dwa tylko czasami równa się cztery. Czuwa nad tym bogini Perfidia, bez której życie byłoby smutne jak bat bez grzbietu.
(Perfidia – W. Łysiak)
Z powyższego wyimka nietrudno się domyślić, że ów zbiór traktuje o kuriozalnych zachowaniach ludzkich.
Dziś – rzec można – mamy wysyp anormalnych [to słowo trąci pewną egzotyką i nie jest tak ordynarne jak nienormalny, choć znaczy prawie to samo…] bohaterów z całym balastem ich wewnętrznej ekwilibrystyki. Niemodnie jest być zupełnie zdrowym na umyśle, mieć podręcznikowe dzieciństwo i nieskomplikowaną młodość…
Jest to tak bardzo passe, że czyham tylko, aż jakiś geniusz wpadnie na pomysł, by za potworne zbrodnie seryjnego mordercy obwinić jego niezdarnego ojca, który zaczepił się o szafkę, przy której stała tegoż esema przyszła matka, będąca właśnie w pierwszej połowie pierwszego okresu pierwszego trymestru ciąży… uff. Dla leniwych czy mniej oblatanych chodzi o drugi tydzień…
Cały, przydługi może trochę, wywód ma być pretekstem do zadania jednego pytania: co zatem takiego niezwykłego jest w tym zbiorku?
Nic.
Po takiej odpowiedzi ja poczułabym się zlekceważona i zrobiona w bambuko, jak to miało miejsce, gdy katowałam się Wojną polsko-ruską [przez cały okres męczarni snuło mi się końcowa konkluzja z Ferdydurke, tyle, że w czasie teraźniejszym…].
Dodam więc – z pozoru.
Każda z historii ma swój smaczek, ale ja szczególną sympatią zapałałam do tytułowego Eliksiru…
Niby bowiem prawdą i samą prawdą jest, że każda kobieta marzy o kochającym, skłonnym do wszelkich poświęceń mężczyźnie. Takim, co to w imię miłości zdolny byłby do wszystkiego [nie będę wymieniać – pod słowem wszystko kryje się wszystko…], co mogłoby ją – żywą lub martwą – zadowolić.
Nie powiem – piękne to na swój wynaturzony sposób – taka konfrontacja ze zwierzęcymi niemal namiętnościami…
Świadoma zatem tychże poświęceń kobieta przetrwa każdy późniejszy wybryk takiego mężczyzny.
O ile nie dopadnie go… zmęczenie.
Okazuje się bowiem, że i kobiecy masochizm ma swoje granice…