wciąż
czaruję z rzeczywistości
wiążę supły na rogach
chusteczki białe wywieszam
ogłoszenia o kupnie
sprzedaży się nie podejmuję
tematów ważkich unikam
miejsc wielostajnie
sprószonych błahostek parady
jak w kalejdoskopie
zmieniają się rychło
w czas
Kategoria: wiersze – błędne ogniki
dawno
za słomianymi rusztowaniami
w szklanym pałacyku
będzie pewnie już sto lat temu
zakwitły na ścianie
róże ilekroć tam zaglądam
czuję się jak księżniczka głogu
poza synergią przestrzenią czasem
w czwartym wymiarze piąty element
tak to o niego zawsze chodzi
długość wysokość szerokość
ukośna perspektywa
w krainie powleczonych luster
przestają być istotne
a ciernie nie przebiją niczego
*Jak pewnie zauważyliście, nastąpiła zmiana w sposobie wstawiania komentarzy, jeśli mimo tego ktoś jednak miałby ochotę podzielić się ze mną swoimi przemyśleniami, wystarczy, że:
1. Kliknie w plusik
2. Wybierze opcję PARAGRAPH
3. Wpisze to, co ma ochotę mi powiedzieć
4. Zatwierdzi komendą ODPOWIEDZ
Przykro mi z powodu tej dziwacznej komplikacji, ale pragnę dodać, że nie mam z tym novum nic wspólnego:)
rudo
szczeroszczerbaty uśmiech
nie szpeci dziewczyneczki
z nieco zadartym noskiem
odchodzi szlakiem piegów
nadmiar osiada na rękach
nawet serce ma piegowate
włóctwo
tuli mnie sen
czuły jak kochanek
w chwilach wykradzionych
z prawdziwego życia
szepce słowa
ważne tu i teraz
bez znaczenia szwendają się
po wygodnej codzienności
posyła uśmiechy
szczere aż do bólu
warg przeszmuglowanych
na bezgranicza jawy
siako
na rozgałęzionym smutku
ni z tego ni z owego
zapachniał pączek anemiczny
nieśmiały jeszcze nie kwitnie
na uschłej kupce nieszczęścia
ni przypiął ni przyłatał
błysnął płomyczek sinawy
niepozorny jeszcze nie grzeje
na przemierzwionym lęku
ni w pięć ni w dziewięć
brzęknął dzwoneczek ołowiany
niesrebrny jeszcze nie dźwięczy
o
jeszcze tylko dziewięć kroków
do kukułczej wróżby
podejdę z rozsądkiem
cieszyć się będę umiarkowanie
co drugi raz odpowiadać
za siebie się oglądać
na wszystkie strony zakukania
portato
na szybie bezgłośnie
w stu dziesięciu łzach
drży
sto jedenaście jaźni
która rozdwojona
niepokojąco
nad ranem przyszła burza
gniewna rozespana
wtuliłam twarz w poduszkę
ile to już lat
pachnie tylko mną
nawet pustka
zatrzasnęła przede mną drzwi
odnikąd donikąd
tkwię na styku kresów
subito
zatęskniłam
za drzwiami otwieranymi
nie moją ręką podawaną
przed stromymi schodkami
mocnym ramieniem
otulającym plecy
miękkim szalem
aksamitnym słowem
tylko dla mnie przeznaczonym
pocałunkiem niebraterskim
a może nigdy nie przestałam
tęsknić
pudło
rzuciłam kostką
wypadła siódemka
za trzecim razem
wszystko udało się
by
nie mogło udać się nic
nowego po staremu
rzucam kostką
bez oczek bez zaskoczeń