Dziewanna
królowa łąki
nosiła na głowie
modrą miednicę
nieba
Wiosna ponoć tuż tuż. Rabatki bieleją pierwszymi przebiśniegami, fiolecą się przylaszczkami, a nawet rumienią bladymi nieco, ale przecież uroczymi stokrotkami. Sielsko i czarodziejsko.
Miododajna dziewanna kojarzy się równie magicznie, ze złotym słonkiem, paneklowymi trzmielami i upojnym aromatem. Rzec by można – blaskliwie ale nie – brokatowo.
Śpiewały dla niej
świerszcze
Rozchodnik klęczał
u jej zielonych
pantofli
Czyżby?
Nie bez powodu nazywa się dziewannę boginią w ziele zaklętą. Nie wiem, czy ktoś zastanawiał się, co działo się z prasłowiańskim światem, gdy nurty jakiejś rzeczki bądź jeziora porywały płonącą Śmiertkę-Marzannę.
Otóż – nie pozostawał on bez opieki. Pojawiała się na nim właśnie Dziewanna.
Nie będę rozwodzić się nad etymologią jej imienia, mniej bowiem istotne jest, czy oznaczało Żar Niebios czy Dziewicę. Niewiele informacji wnosi także doszukiwanie się w imieniu bogini analogii do dziewiątki. Nieco więcej światła rzucają może przymiotniki dziki bądź dziwny, albo pokrewieństwo z dziwożonami, demonami czy rusałkami.
Utożsamiano ją z Matką Naturą, witalnością Matki-Ziemi…
dziewanna nie zna wstydu
dziewanna jest trawą
zmarszczkami z promieni
rozkwita
dziewanna pod jasnym niebem
gnie swe dywanowe ciało
wszystkimi włosami
chwali żyzną złotą nagość
Bez wątpienia Dziewanna uważana była za władczynię przyrody – panią lasów, patronkę ziół, uzdrowicielkę przejmującą moc roślin i obdarzającą je mocą własną. Zwano ją Wilczą Boginią, ponieważ patronowała dzikiej zwierzynie, opiekowała się nią i chroniła przed bezsensowną śmiercią. Jednym z jej atrybutów był łuk, więc rozpowszechniana przez Jana Długosza analogia z rzymską Dianą taka całkiem nielogiczna nie była. Ponadto obie boginie były dziewicami, nie miały partnerów ani – dzieci.
Istnieje także teoria, jakoby Dziewanna była tylko innym imieniem Dzidzileli – czyli Łady.
Z pian słonecznych na kłosia powodzi
Krasopani sławiańska się rodzi:
Złotogłowa zbóż pani – pralilia –
Pól gospodza – słoneczna Dziedzilia –
Dziedzilia.
Jako lite makaty bezcenne
Kręgiem kłosie przelewa się senne;
Śnieżne gryki i krasę konicze
Ślą tchów miodnych gorące słodycze;
Złoty łubin pod kwietnym płomieniem
Pęka w słońcu dostałym nasieniem;
I jak wejrzeć pył złoty się wlecze
Skroś błękitnej pogody dalecze –
dalecze.
Pocałunki słonecznej spiekoty
Na pierś niwom rzucają żar złoty!
Pole kłosów rozkoszą omdlewa…
Pole kłosów się kłoni i śpiewa…
Dzwonnych świerszczy żarliwe chorały
W hymn szaleństwa się kołem rozgrały,
Zasię w pieśni ich skwarnej i chwiejkiej
Kadzą ziela balzamne duszejki –
duszejki.
I kwitnących zbożowych źdźbeł rzesza
W lotnym wietrze miłosny pył miesza,
Falująca dreszczami ciężkiemi
Pod nagrzanym, zapiekłym tchem ziemi –
tchem ziemi.
Dziwo cudu nad światem się przędzie:
Legła ziemia w dosytnym obrzędzie,
Wyciągnięta miedz kwietnych ramiony
Ku rozdrożnej gontynie zwalonej,
Gdzie z samotni świętego zwaliska
Jasna boga by płomień wytryska,
By bijące pól serce odwieczne,
By ich pieśni i skrzydło słoneczne –
słoneczne.
Nad jej głową u niebios podwoi
Złote słońce jak młody bóg stoi
I – porwaną głębokim szafirem –
Opłomienia zwichrzonych gwiazd wirem,
Że w szaleństwie drgającej otchłani
Tan poczyna wieść pól Krasopani,
Krąg ekstazy, co w żarach się siania,
Krąg niezmienny wiecznego kochania –
kochania.
W kształt lotnego złocistych skier leja
Tańczy boga, płomienna zawieja:
Jakby wszystkie kwiatowe opyły
W jeden złoty się tuman stopiły!
Wszystkie wonie, szalone tęsknotą,
Wszystkie luby, co w wichrze się plotą,
Wszystkie szały i sny, i pragnienia
Zatoczyły się w okrąg płomienia –
płomienia.
Wciąż szaleńszy ich tan i gorętszy
Ku słonecznej potędze się piętrzy:
Jakichś dłoni tęskniących wytryski…
Jakieś tchnienia i szepty, i błyski…
Rozkosz męki, co zda się konaniem,
A wieczystym odkwita zaraniem…
Tan żywota, co z śmiercią graniczy
W nieskończeniu bolesnej słodyczy –
słodyczy.
Coraz wyżej z gontynnych skał grani
W słońce wzbija się tan Krasopani!
Coraz letniej w słoneczne przędziwa
Miłośnicza tęsknica się zrywa!
Aż nad łanów dosytnym omdleniem
W słońce spłynie skrzydlatym płomieniem,
Aż zakryje paiżą słoneczną
Swych dopełnień tajnicę przedwieczną –
Złotogłowa zbóż pani – pralilia –
Miłośnica słoneczna – Dziedzilia –
Dziedzilia.
Ale Dziewannę uważano także za boginię czarów uzdrawiających, Władczynię Demonów i Panią Śmierci nie zadającą ran ciału, ponieważ łuk służył jej do zestrzelania duszy, którą potrafiła dojrzeć w każdej żywej istocie.
Jako Bogini Miłości, nieobce były jej czysto ludzkie namiętności: traktowana z należytym szacunkiem, rozmiłowanych w jej Dziedzictwie – nagradzała miłością i przychylnością. Skrzywdzona – mściła się bezlitośnie…
Dziewczyna wróżąc
wydarła żółte oczy
dziewannie
W nocy
dziewanna
pod okno przychodzi
Dziewczyna
w rękach mężczyzny
się chowa
Ślepa dziewanna
na parapecie staje
podtrzymywana
przez czarne nietoperze
Mężczyzna
głowę dziewczyny
kołysze
powieki wargami
zasłania
aby świerszcze
oczu jej
nie wypiły
Była obdarzona nie tylko mocą, ale również – niepospolitą urodą.
dziewanna włosami ze złota
włosami z rudej czerwieni
owinęła szyję
pręży zielone piersi
na smagłym ciele ziemi
Wyobrażano ją sobie jako gibką, smukłą dziewczynę o słonecznozłotych lub płomiennorudych włosach wymykających się spod złotego diademu ozdobionego sierpem Księżyca. Srebrny, dwurogi Księżyc odzwierciedlał nie tylko kapłańską moc i władzę nad nocnym mistycznym światem duchowym ale także – dwoistość natury Dziewanny, potwierdzoną barwą diademu posiłkującego się jasną, dzienną energią słoneczną. Występowała zawsze [prócz wspomnianego już, nieodłącznego, magicznego łuku] ze złotą obręczą na szyi lub przedramieniu, symbolizującą kształtem zamknięty krąg, cykliczność, a kolorem – dobroczynną, niewyczerpaną moc Słońca. Innym jej atrybutem była szypszyna, dzika róża znamionująca nieokiełznanie, namiętność w walce i miłości. W pobliżu Dziewanny krążyły, a czasem przysiadały na ramionach lub piersiach, dwa motyle – pazie królowej. Ten czarny odpowiadał za sprawy związane z ciemną stroną ludzkiej natury i przykre strony życia oraz oznaczał płoche, krótkotrwałe uczucia, a ten błękitny – sprawował pieczę nad wszelkimi ludzkimi cnotami, życiowymi powodzeniami oraz uosabiał dozgonną, wielką miłość.
Zarówno przypisywane Dziewannie atrybuty jak i jej ambiwalentna natura, skłaniały niektórych badaczy do utożsamiania Dziewanny z Marzanną. Nieco inaczej niż z Lelem i Polelem – miała to być dziewczyna, której lewa strona twarzy była piękna i promienna, a prawa – sina, martwa. Podobnie rzecz miała się z ciałem Dziewanny – jego lewa strona należała do życia, a prawą – władała śmierć.
Południe idzie upalne przez wrzosowiska
Wyschłego ziela oddechy płyną upojnie,
Czasami szklarka przelotna pod słońce błyska.
Albo motyle na kwiatach i pszczoły rojne:
Z gęstwiny kwietnej dziewanna dumnie wytryska.
Powietrze żarem drgającym skroś się przesyca.
Jakbym nim chwiała koników harmonia szklanna…
Z sosnowych pni gorejących kapie żywica,
A wśród spiekoty słonecznej złota dziewanna
Stoi przygięta, miłosna – jak południca.
Z:
Haliną Poświatowską
Bronisławą Ostrowską
Małgorzatą Hillar