tereferek siedemnasty

w buczącym upale
trzmiel krąży ospale
od lnu do mimozy
bombus brzuchogrozy

na czubek komina
biedronka się wspina
po gzymsach po oknach
krówka siedmiokropna

pośród kwiecistości
złotawka się mości
migoce ochoczo
kruszczyca urocza

za pnączem powójek
komar pobrzękuje
dźga głosikiem drżącym
widliszek swędzący

przy kępce zieleni
dukacik się mieni
pląsem szaławiły
czerwończyk zawiły





gdy

niebo posmarowane
morelowo-jagodową warstwą chmur
ciąży ku kamieniom ołowiem poranka
świst kół warkot wczesnosztandarowy
na kościelnej wieżyczce ściele się głos
dzwonu natrętne bicie woła o pomstę
do piekła schodki alabastrowe wiodą
dyskurs o zmartwychwstaniu poświtu
zmienia otchłań nocy w przepaść dnia
kopczyk rozrzucony

cóż

osoba o której tak niewiele
wiem tyle może tylko że
uwielbia być wiecznie niezadowolona
żąda wyłączności na empatię bliźnich
rozkoszuje się rolą poszkodowanej
upaja się poczuciem krzywd własnych
wyolbrzymia siłę auto-pecha
nie szuka rozwiązań nie chce ich