ramiona jak wierzbowe konary
obejmują połać przeciwczasu
kilka mimowolnych skurczów
i rozkurczeń płuca wypełnia
pomalutku niedoskonałe ciało
tyka niczym monstrualny zegar
wykreśla trajektorie śródsłów
aż ostatnie niewypowiedziane
dłonie jak w skarbcu zamyka